Silk Way Rally rajd z przygodami
Adam Małysz, były skoczek narciarski, a dziś kierowca rajdowy, Mistrz Polski w grupie T1 w 2012 roku, opowiada o bieżącym sezonie i najbliższych planach.
Robert Przybylski: Jak Pan się czuje po dachowaniu w Silk Way Rally? Zniknęły już siniaki na ramionach?
Adam Małysz: Czuję się bardzo dobrze, a o żadnych siniakach nie ma mowy. Nikomu z nas, mojemu pilotowi Rafałowi Martonowi czy mi, nic się nie stało. Bardzo chcieliśmy ukończyć ten rajd, ale trudno, taki jest sport.
RP: Jak wygląda świat do góry nogami? Dachowanie nie zniechęciło Pana do dalszej jazdy?
AM: Dachowanie rajdówką jest czymś zupełnie innym niż wypadek samochodem prywatnym. Kiedyś brałem udział w demonstracji dachowania zwykłym autem. Pas barkowy nie trzyma, zwisa się na pasie biodrowym, wszystko wokół lata – bardzo nieprzyjemne uczucie. Natomiast w samochodzie wyczynowym zawodnicy przypięci są pasami pięciopunktowymi, siedzą w kubełkowych fotelach i stanowią jedność z autem. Oczywiście samo uczucie dachowania nie jest najsympatyczniejsze, ale wokół nas jest jeszcze solidna klatka bezpieczeństwa i jej rury chronią zawodników.
RP: A co z samochodem? Poszedł na złom?
AM: Dlaczego? Gdy auto postawiliśmy na koła, silnik odpalił bez problemów! Przed chwilą skończyliśmy malowanie i startujemy nim w Baja Poland.
RP: Czy przy okazji odbudowy wprowadziliście w nim jakieś zmiany?
AM: Nie, na te przyjdzie czas dopiero przed samym Dakarem. Wtedy samochód wyślemy do Belgii, do firmy Overdrive Racing, która go zbudowała i tam auto otrzyma m.in. nowy, 5-litrowy silnik oraz nową elektronikę sterującą nim. Samochód praktycznie będzie jak nowy.
(...)